z perspektywy Suzie
– Możesz podać mi kolorową posypkę? – spytałam siostrę, która postawiła obok mnie plastikowe pudełko. Dzisiaj mamy dwudziesty czwarty grudnia. Święta. Za oknem prószy śnieg, a ja razem z Lucy spędzam święta w domu. Z rodzicami. Nie, ja wcale się nie pomyliłam. Po raz pierwszy od kąd pamiętam obchodzimy Wigilię całą rodziną. Jak to się stało? Przez ostatni czas Ella i Paul bardzo starali się o nasze względy. Mimo, że na początku ani mi, ani Lu nie chciało się wierzyć, że mają szczere intencje, postanowiłyśmy dać im szansę. I muszę przyznać, że nie jest najgorzej. Rodzice zrobili sobie urlop. Mają powyłączane telefony służbowe, a kiedy klienci dzwonią na ich prywatny numer tłumaczą im się, że mają ważniejsze sprawy niż praca. Fakt. Obie w dalszym ciągu jesteśmy czujne. Bo w końcu przez tyle lat zaniedbywali nas i trochę potrwa zanim im zaufamy. Z resztą i tak zostałybyśmy na święta w domu, bo cała piątka chłopaków wczoraj porozjeżdżała się do swoich rodzinnych miast.
Obecnie razem z moją młodszą siostrą przystrajałyśmy pierniki, które niedawno zdążyły się upiec. Oczywiście co chwilę z czegoś się śmiałyśmy, bo albo jednej, albo drugiej coś nie wychodziło. Przyznam, że bardzo miło jest patrzeć na szczęśliwą Lucy. Cieszę się, że związek jej i Harry'ego nie jest już tylko umową. Czyli są w podobnej jak ja i Niall. Tylko u nas było na odwrót- najpierw połączyło nas uczucie, a później dopiero kontrakt. Kto by pomyślał, że spotkanie One Direction tak bardzo zmieni nasze życie.
– Popatrz. Piernikowy Styles – wyrwał mnie z przemyśleń, rozbawiony głos Lu. Popatrzyłam na jej dzieło. Był to ludzik z piernika, który miał czekoladowe wężyki robiące za włosy, zielone gwiazdki będące odpowiednikiem oczu, trójkątny nos w kolorze różu i czerwone usta w postaci serduszka.
– Weź go chociaż ubierz – zaśmiałam się, a moja przyjaciółka mi zawtórowała. – Masz, zrób mu kombinezon – powiedziałam, podając jej lukier i kwadraciki z białej czekolady.
– A wam co tak wesoło? – do kuchni wszedł tata, podpierając ręce na biodrach. Razem z Lucy wymieniłyśmy ze sobą spojrzenia równocześnie wybuchając głośnym śmiechem.
– W Lucy obudziła się dusza artystki – odpowiedziałam, próbując się opanować. Ojciec pokiwał tylko z niedowierzaniem głową, po czym wyszedł z pomieszczenia, mrucząc coś pod nosem.
Wróciłyśmy do dekorowania pierników. W końcowym efekcie powstał też Niall, Louis, Liam, Zayn, manager chłopaków, rodzice, my, a nawet Matt i Tom, którzy zapewne z politowaniem przyglądają się nam z góry. Samo dekorowanie zajęło nam ponad godzinę. Następne w kolejności, było przygotowanie dwunastu potraw, a właściwie to mniej, bo mama niektóre dania zrobiła już wcześniej. Chciałyśmy pomóc, ale rodzice polecili nam przygotowanie stołu oraz zajęcie się sobą do siedemnastej. Tak też zrobiłyśmy. Rozścieliłyśmy na stole w salonie biały obrus, położyłyśmy talerze i sztućce oraz postawiłyśmy szklanki. Kiedy skończyłyśmy poszłyśmy na górę. Każda rozeszła się do swojego pokoju w celu ogarnięcia się. Weszłam do swojego królestwa, od razu kierując się do łazienki. Zrzuciłam z siebie brudne od mąki i lukru ubranie, po chwili stojąc już w kabinie prysznicowej umyłam włosy i całe ciało. Gdy skończyłam wyszłam z brodzika zakładając na siebie szlafrok i zabierając się za szczotkowanie zębów. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie wzięłam sobie czystej bielizny i ubrania. Westchnęłam ciężko, opuszczając łazienkę i wchodząc do garderoby. Zaczęłam przeglądać swoje ubrania, próbując znaleźć coś stosownego. Natrafiłam na zgniłozieloną koronkową sukienkę do połowy uda z rękawem trzy czwarte i postanowiłam, że będzie to moja dzisiejsza kreacja. Zdjęłam z siebie szlafrok, założyłam bieliznę, przygotowane ubranie, dopasowując do niego czarne rajstopy i w tym samym kolorze balerinki. Wróciłam z powrotem do łazienki, by nałożyć makijaż. Posmarowałam twarz podkładem, pomalowałam trochę mocniej niż zwykle rzęsy, a kości policzkowe podkreśliłam brzoskwiniowym różem. Następnie wysuszyłam i wyprostowałam swoje długie blond włosy, które o dziwo ułożyły mi się bez problemu.
– No to gotowe – powiedziałam do swojego odbicia, po czym opuściłam pomieszczenie. Zerknęłam na budzik stojący na stoliku nocnym przy moim łóżku. Wskazywał godzinę szesnastą czterdzieści trzy. Czyli miałam dla siebie jeszcze całe siedemnaście minut. Postanowiłam, że pójdę sprawdzę jak idzie ogarnianie się dla mojej siostry. Kiedy znajdywałam się pod drzwiami od jej pokoju, zapukałam grzecznie, po chwili uzyskując zgodę na wejście. Tak też zrobiłam. W środku zastałam Lucy ubraną w obcisłą czarną sukienkę do pół uda z krótkim rękawkiem, która przyglądała się swojemu odbiciu.
– Beżowe koturny czy czarne szpilki? – spytała, nie odrywając wzroku od lustra.
– Beżowe koturny – odparłam, a ta skinęła głową na znak zgody.
– Tak myślałam – mruknęła, wsuwając na nogi buty. – Gotowa na pierwsze od niepamiętnych czasów święta w rodzinnym gronie? – popatrzyła na mnie, lekko się uśmiechając.
– Można tak powiedzieć – wzruszyłam ramionami, siadając na łóżku. – Jednak bardziej chce mi się spróbować piernikowego Niall'a – dodałam, a Lu się zaśmiała.
– Ten prawdziwy ci nie wystarcza? – spytała żartobliwie, a ja tylko prychnęłam pod nosem. – Chodź, idziemy na dół – poleciła, po czym obie skierowałyśmy się do salonu. Zastałyśmy tam ojca ubranego w czarny garnitur i łososiową koszulę oraz matkę, która miała na sobie beżową bombkę bez rękawów. Wymieniliśmy ze sobą uśmiechy.
– No to co. Chyba pora zaczynać – klasnął w dłonie tata i w tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
– Otworzę – powiedziałam, kierując się w stronę przedpokoju. Za sobą słyszałam jak rodzice głośno zastanawiają się nad tym kto to może być. Przyznam, że mnie też nurtowało to pytanie. Kiedy znajdywałam się już na miejscu nacisnęłam klamkę, otwierając biały prostokąt. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu przede mną stała piątka uśmiechniętych od ucha do ucha chłopaków.
– Znajdziecie miejsce dla podróżników? – spytał na wejściu Louis.
– Co wy tu robicie? – patrzyłam na nich zdziwiona. – Przecież mieliście być w domach na Wigilii.
– Przez śnieżyce wszystkie loty zostały odwołane – odpowiedział Niall, a ja gestem ręki zaprosiłam ich do środka.
z perspektywy Lucy
Razem z rodzicami czekałam na wiadomość o tym, kto przyszedł. Nagle usłyszeliśmy śmiechy dochodzące z przedpokoju, a po chwili w salonie pojawiła się Suzie z.. Chłopakami?!
– Dobry wieczór. Czy znajdą się dla nas wolne miejsca przy stole? – spytał Liam. – Nasze samoloty do rodzinnych miast zostały odwołane przez śnieżyce i nie mamy gdzie się podziać.
– Ależ oczywiście, dla was zawsze znajdzie się miejsce – odparła wesoło moja rodzicielka. – Już idę po nakrycia – dodała, kierując się w stronę kuchni.
– Pomożemy pani – zaoferował się Liam, który razem z Louis'em i Zayn'em poszli za Ellą.
Dopiero teraz udało mi się zauważyć Harry'ego, który z zadziornym uśmieszkiem mi się przyglądał. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zaczął kierować się w moją stronę, po chwili trzymając mnie w swoich ramionach i składając na moich ustach przelotny pocałunek.
– Czemu nie dałeś znać, że zostajesz w Londynie? – spytałam, wbijając palec w jego ramię.
– Niespodzianka? – odparł pytająco, uśmiechając się przy tym szeroko. Przewróciłam teatralnie oczami, wyślizgując się z jego uścisku. Kilka minut później wszyscy siedzieliśmy już przy stole, próbując kolejno przygotowanych potraw. Pech chciał, że obok mnie siedział Styles, który albo coś mi szeptał do ucha, albo "przypadkowo" dotykał dłonią mojego kolana. Na dobór wszystkiego na przeciwko miałam Tomlinson'a, posyłającego naszej dwójce znaczące spojrzenia i poruszając przy tym zabawnie brwiami. Co ja się z nimi mam.. Pomijając te dwa szczegóły, w salonie panowała przyjemna i świąteczna atmosfera, której nie czułam bardzo dawno. Nikt się ze sobą nie kłócił, wszyscy rozmawiali o wspólnych tematach, śmieli się.. Jak w prawdziwej rodzinie. Dzisiejszego dnia mogę zapomnieć o wszystkim co było złe i cieszyć się tym co mam w danej chwili. Czyli cudownego chłopaka, wspaniałą siostrę, przyjaciół i rodziców, którzy próbują odbudować to co się między nami popsuło. Prawdziwa magia świąt.
– A więc Lucy, jak ci się układa z Harry'm? – spytał ni stąd, ni zowąd Louis.
– A więc Lou, jak tam twoje nagie zdjęcia krążące po internecie po moich urodzinach? – odgryzłam mu się, a reszta prychnęła śmiechem.
– Boję się pytać – pokiwał głową z niedowierzaniem tata.
– Będziesz coś chciała – mruknął urażony Tommo, a ja pokazałam mu język. Tak. Najstarszy członek One Direction zdecydowanie przesadził z alkoholem trzy tygodnie temu. A mianowicie, razem z Zayn'em rywalizowali między sobą o miano najbardziej męskiego chłopaka. Zaczęło się niewinnie od konkursu picia wódki, stania na rękach, dalekiego plucia, ilości zrobionych pompek, aż w końcu Louis rozebrał się do naga, wybiegł na podwórko i tańczył wokół domu krzycząc coś w stylu "jestem wolnym mężczyzną". Na następny dzień jego zdjęcia znajdywały się na nagłówkach gazet i portali plotkarskich. Biedny Lou dostał taki ochrzan od Paul'a, że przez dwa dni zachowywał się jak zupełnie inny człowiek. Zaśmiałam pod nosem się na samo wspomnienie tamtego dnia, kiedy Tommo ze spuszczoną głową wyszedł z kuchni po rozmowie z managerem.
– Co myślisz o tym, by jako prezent dać dla wszystkich nasze pierniczki? – wyrwał mnie z przemyśleń szept Suzie, nachylającej się nad moim uchem. Popatrzyłam na nią kiwając potwierdzająco głową. – My za chwilkę przyjdziemy – zakomunikowała tym razem głośniej, po czym obie wstałyśmy od stołu i skierowałyśmy do kuchni. Przeniosłyśmy z dużej blachy odpowiednie przysmaki na ozdobny talerz.
– Nie mogę się doczekać ich min – powiedziałam, co spowodowało u nas prychnięcie nieopanowanym śmiechem. Kiedy się uspokoiłyśmy wzięłyśmy nasze podarunki i wróciłyśmy do salonu. Teraz wszystkie spojrzenia były skupione na naszej dwójce. – Mamy dla was słodkie prezenty – oznajmiłam, z trudem powstrzymując śmiech. Zaczęłyśmy rozdawać kolejno przyozdobione pierniki odpowiednim osobom. Tak jak się spodziewałam ich wyraz twarzy był nie do opisania. Chichocząc cicho pod nosem zajęłyśmy z powrotem swoje miejsca.
– Ja wcale nie mam takiego nosa – mruknął Zayn unosząc swój prezent do góry.
– W tym wydaniu tak – odparłam.
– Tak jak każda piernikowa wersja was – wtrąciła moja siostra.
– Ja tam nie narzekam. Przynajmniej wiem, że jestem słodki – wzruszył ramionami Louis, co spowodowało u wszystkich głośny śmiech. Kto by pomyślał, że dzisiejsze wygłupy kulinarne przyniosą jakiś pożytek. Przydałoby się to uwiecznić.
– Idę po aparat – rzuciłam, ponownie wstając z krzesła i wchodząc na górę po schodach. Kiedy znajdywałam się w swoim pokoju przez chwilę zastanowiłam się, gdzie może leżeć moja cyfrówka wzrokiem wodząc po ścianach, podłodze i półkach w pomieszczeniu.
– Wiem! – powiedziałam sama do siebie, po czym podeszłam do komody, wysuwając ostatnią szufladę. Tak jak się spodziewałam leżał tam mój Nikon. Wzięłam go do ręki i już chciałam wsunąć szufladę z powrotem, ale zatrzymało mnie zdjęcie leżące pod urządzeniem. Przedstawiało ono mnie i Matt'a. Staliśmy w swetrach oparci o drewniany domek. Ja patrzyłam się w obiektyw, a brunet na mnie. Pamiętam tamten dzień dokładnie. Było to w tegoroczne wakacje, na biwaku na działce Tom'a. Przesiedziałam wtedy z M prawie cały dzień na ganku rozmawiając i paląc papierosy. Właśnie wtedy zastanawialiśmy się co tak na prawdę jest między nami, co chwilę się kłócąc, a następnie się godząc. W końcowym efekcie stwierdziliśmy, że związek nie jest dla nas. Oboje znaliśmy siebie na wylot i wiedzieliśmy, że zrobienie z nas "pary" nie skończyłoby się dobrze.. Westchnęłam ciężko, przejeżdżając palcem po twarzy Matt'a na zdjęciu. Czasami tak bardzo mi go brakuje. On i Tom jako jedyni z chłopaków w szkole nie naśmiewali się ze mnie kiedy byłam jeszcze pryszczatą grubaską z krzywymi zębami. To w nich i w swojej siostrze miałam oparcie. Dzięki obecności moich przyjaciół mogłam choć na chwilę poczuć się piękna. A teraz? Dwójka z nich odeszła, a o mojej przykrej przeszłości wie już tylko Suzie i rodzice..
– Lucy? Wszystko w porządku? – usłyszałam znajomy, zachrypnięty głos dochodzący gdzieś z wejścia do pokoju. Nie odpowiedziałam. Mimo, że dokładnie wiedziałam kto stoi teraz w progu. Kroki. To kolejne dźwięki dobiegające do moich uszu. Poczułam jak ktoś siada obok mnie na podłodze, obejmując mnie jedną ręką. Położyłam głowę na jego ramieniu. Byłam prawie pewna, że teraz i on analizuje zdjęcie znajdujące się w mojej dłoni. – Wiem, że ci go brakuje, ale póki będziesz nosić go w swoim sercu zawsze będzie przy tobie. Tak samo jak ja – powiedział szeptem, na końcu składając pocałunek na moim czole. Zacisnęłam powieki wtulając twarz w jego granatową koszulę. Harry za to do swojego uścisku dołączył drugą rękę przygarniając mnie mocniej do siebie. Zatracałam się w delikatnej woni jego perfumy, trwając kilka minut w ciszy. Jednak Styles długo nie wytrzymał, bo odsunął mnie od siebie, tak by mógł mi spojrzeć mi w oczy. Kiedy mu się to udało, uśmiechnął się ciepło w moim kierunku, po czym lekko się uniósł wyciągając z tylnej kieszeni swoich czarnych, zwężanych spodni kopertę.
– Mam dla ciebie prezent – wyznał, wręczając mi ją. Popatrzyłam na niego pytająco, po czym zabrałam się za sprawdzenie zawartości podarunku. Kilka sekund później trzymałam w dłoni bilet lotniczy do Paryża zarezerwowany na trzydziestego pierwszego grudnia. Zdziwiona popatrzyłam na swojego chłopaka. – Zabieram ciebie na sylwestra do Francji – wytłumaczył, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Już chciałam podziękować Harry'emu, ale ten mnie zatrzymał znów szukając czegoś w kieszeni. Po chwili trzymał w ręku małą gałązkę jemioły. – O popatrz! Czy przypadkiem nie pod tą roślinką można się całować? – spytał, udając zdziwienie. Przewróciłam oczami, wytrącając z jego dłoni pasożyta, a następnie owinęłam ręce w okół jego szyi, składając na jego ustach pocałunek. Styles położył dłonie na moich biodrach, odwzajemniając każdy gest. Chwilę czułości przerwało nam jednak głośnie odchrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie, odwracając energicznie głowy w stronę drzwi. Okazało się, że w progu stał Louis kiwający przecząco głową.
– Jacy wy jesteście przewidywalni – westchnął głośno. – Przyszedłem tylko, by powiedzieć, że wszyscy czekamy na pamiątkowe zdjęcie – dodał, po czym odwrócił się na pięcie opuszczając mój pokój. Wymieniliśmy z Harry'm spojrzenia, po czym oboje prychnęliśmy śmiechem.
– Chodź, bo zaraz przyjdzie po nas ojciec, a to już nie będzie takie zabawne – powiedziałam, kiedy się opanowaliśmy. Mój chłopak skinął głową, po czym oboje wstaliśmy z podłogi, wzięliśmy aparat, a następnie splątując palce u naszych dłoni skierowaliśmy się na dół.
– Możesz podać mi kolorową posypkę? – spytałam siostrę, która postawiła obok mnie plastikowe pudełko. Dzisiaj mamy dwudziesty czwarty grudnia. Święta. Za oknem prószy śnieg, a ja razem z Lucy spędzam święta w domu. Z rodzicami. Nie, ja wcale się nie pomyliłam. Po raz pierwszy od kąd pamiętam obchodzimy Wigilię całą rodziną. Jak to się stało? Przez ostatni czas Ella i Paul bardzo starali się o nasze względy. Mimo, że na początku ani mi, ani Lu nie chciało się wierzyć, że mają szczere intencje, postanowiłyśmy dać im szansę. I muszę przyznać, że nie jest najgorzej. Rodzice zrobili sobie urlop. Mają powyłączane telefony służbowe, a kiedy klienci dzwonią na ich prywatny numer tłumaczą im się, że mają ważniejsze sprawy niż praca. Fakt. Obie w dalszym ciągu jesteśmy czujne. Bo w końcu przez tyle lat zaniedbywali nas i trochę potrwa zanim im zaufamy. Z resztą i tak zostałybyśmy na święta w domu, bo cała piątka chłopaków wczoraj porozjeżdżała się do swoich rodzinnych miast.
Obecnie razem z moją młodszą siostrą przystrajałyśmy pierniki, które niedawno zdążyły się upiec. Oczywiście co chwilę z czegoś się śmiałyśmy, bo albo jednej, albo drugiej coś nie wychodziło. Przyznam, że bardzo miło jest patrzeć na szczęśliwą Lucy. Cieszę się, że związek jej i Harry'ego nie jest już tylko umową. Czyli są w podobnej jak ja i Niall. Tylko u nas było na odwrót- najpierw połączyło nas uczucie, a później dopiero kontrakt. Kto by pomyślał, że spotkanie One Direction tak bardzo zmieni nasze życie.
– Popatrz. Piernikowy Styles – wyrwał mnie z przemyśleń, rozbawiony głos Lu. Popatrzyłam na jej dzieło. Był to ludzik z piernika, który miał czekoladowe wężyki robiące za włosy, zielone gwiazdki będące odpowiednikiem oczu, trójkątny nos w kolorze różu i czerwone usta w postaci serduszka.
– A wam co tak wesoło? – do kuchni wszedł tata, podpierając ręce na biodrach. Razem z Lucy wymieniłyśmy ze sobą spojrzenia równocześnie wybuchając głośnym śmiechem.
– W Lucy obudziła się dusza artystki – odpowiedziałam, próbując się opanować. Ojciec pokiwał tylko z niedowierzaniem głową, po czym wyszedł z pomieszczenia, mrucząc coś pod nosem.
Wróciłyśmy do dekorowania pierników. W końcowym efekcie powstał też Niall, Louis, Liam, Zayn, manager chłopaków, rodzice, my, a nawet Matt i Tom, którzy zapewne z politowaniem przyglądają się nam z góry. Samo dekorowanie zajęło nam ponad godzinę. Następne w kolejności, było przygotowanie dwunastu potraw, a właściwie to mniej, bo mama niektóre dania zrobiła już wcześniej. Chciałyśmy pomóc, ale rodzice polecili nam przygotowanie stołu oraz zajęcie się sobą do siedemnastej. Tak też zrobiłyśmy. Rozścieliłyśmy na stole w salonie biały obrus, położyłyśmy talerze i sztućce oraz postawiłyśmy szklanki. Kiedy skończyłyśmy poszłyśmy na górę. Każda rozeszła się do swojego pokoju w celu ogarnięcia się. Weszłam do swojego królestwa, od razu kierując się do łazienki. Zrzuciłam z siebie brudne od mąki i lukru ubranie, po chwili stojąc już w kabinie prysznicowej umyłam włosy i całe ciało. Gdy skończyłam wyszłam z brodzika zakładając na siebie szlafrok i zabierając się za szczotkowanie zębów. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie wzięłam sobie czystej bielizny i ubrania. Westchnęłam ciężko, opuszczając łazienkę i wchodząc do garderoby. Zaczęłam przeglądać swoje ubrania, próbując znaleźć coś stosownego. Natrafiłam na zgniłozieloną koronkową sukienkę do połowy uda z rękawem trzy czwarte i postanowiłam, że będzie to moja dzisiejsza kreacja. Zdjęłam z siebie szlafrok, założyłam bieliznę, przygotowane ubranie, dopasowując do niego czarne rajstopy i w tym samym kolorze balerinki. Wróciłam z powrotem do łazienki, by nałożyć makijaż. Posmarowałam twarz podkładem, pomalowałam trochę mocniej niż zwykle rzęsy, a kości policzkowe podkreśliłam brzoskwiniowym różem. Następnie wysuszyłam i wyprostowałam swoje długie blond włosy, które o dziwo ułożyły mi się bez problemu.
– No to gotowe – powiedziałam do swojego odbicia, po czym opuściłam pomieszczenie. Zerknęłam na budzik stojący na stoliku nocnym przy moim łóżku. Wskazywał godzinę szesnastą czterdzieści trzy. Czyli miałam dla siebie jeszcze całe siedemnaście minut. Postanowiłam, że pójdę sprawdzę jak idzie ogarnianie się dla mojej siostry. Kiedy znajdywałam się pod drzwiami od jej pokoju, zapukałam grzecznie, po chwili uzyskując zgodę na wejście. Tak też zrobiłam. W środku zastałam Lucy ubraną w obcisłą czarną sukienkę do pół uda z krótkim rękawkiem, która przyglądała się swojemu odbiciu.
– Beżowe koturny czy czarne szpilki? – spytała, nie odrywając wzroku od lustra.
– Beżowe koturny – odparłam, a ta skinęła głową na znak zgody.
– Tak myślałam – mruknęła, wsuwając na nogi buty. – Gotowa na pierwsze od niepamiętnych czasów święta w rodzinnym gronie? – popatrzyła na mnie, lekko się uśmiechając.
– Można tak powiedzieć – wzruszyłam ramionami, siadając na łóżku. – Jednak bardziej chce mi się spróbować piernikowego Niall'a – dodałam, a Lu się zaśmiała.
– Ten prawdziwy ci nie wystarcza? – spytała żartobliwie, a ja tylko prychnęłam pod nosem. – Chodź, idziemy na dół – poleciła, po czym obie skierowałyśmy się do salonu. Zastałyśmy tam ojca ubranego w czarny garnitur i łososiową koszulę oraz matkę, która miała na sobie beżową bombkę bez rękawów. Wymieniliśmy ze sobą uśmiechy.
– No to co. Chyba pora zaczynać – klasnął w dłonie tata i w tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
– Otworzę – powiedziałam, kierując się w stronę przedpokoju. Za sobą słyszałam jak rodzice głośno zastanawiają się nad tym kto to może być. Przyznam, że mnie też nurtowało to pytanie. Kiedy znajdywałam się już na miejscu nacisnęłam klamkę, otwierając biały prostokąt. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu przede mną stała piątka uśmiechniętych od ucha do ucha chłopaków.
– Znajdziecie miejsce dla podróżników? – spytał na wejściu Louis.
– Co wy tu robicie? – patrzyłam na nich zdziwiona. – Przecież mieliście być w domach na Wigilii.
– Przez śnieżyce wszystkie loty zostały odwołane – odpowiedział Niall, a ja gestem ręki zaprosiłam ich do środka.
z perspektywy Lucy
Razem z rodzicami czekałam na wiadomość o tym, kto przyszedł. Nagle usłyszeliśmy śmiechy dochodzące z przedpokoju, a po chwili w salonie pojawiła się Suzie z.. Chłopakami?!
– Dobry wieczór. Czy znajdą się dla nas wolne miejsca przy stole? – spytał Liam. – Nasze samoloty do rodzinnych miast zostały odwołane przez śnieżyce i nie mamy gdzie się podziać.
– Ależ oczywiście, dla was zawsze znajdzie się miejsce – odparła wesoło moja rodzicielka. – Już idę po nakrycia – dodała, kierując się w stronę kuchni.
– Pomożemy pani – zaoferował się Liam, który razem z Louis'em i Zayn'em poszli za Ellą.
Dopiero teraz udało mi się zauważyć Harry'ego, który z zadziornym uśmieszkiem mi się przyglądał. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zaczął kierować się w moją stronę, po chwili trzymając mnie w swoich ramionach i składając na moich ustach przelotny pocałunek.
– Czemu nie dałeś znać, że zostajesz w Londynie? – spytałam, wbijając palec w jego ramię.
– Niespodzianka? – odparł pytająco, uśmiechając się przy tym szeroko. Przewróciłam teatralnie oczami, wyślizgując się z jego uścisku. Kilka minut później wszyscy siedzieliśmy już przy stole, próbując kolejno przygotowanych potraw. Pech chciał, że obok mnie siedział Styles, który albo coś mi szeptał do ucha, albo "przypadkowo" dotykał dłonią mojego kolana. Na dobór wszystkiego na przeciwko miałam Tomlinson'a, posyłającego naszej dwójce znaczące spojrzenia i poruszając przy tym zabawnie brwiami. Co ja się z nimi mam.. Pomijając te dwa szczegóły, w salonie panowała przyjemna i świąteczna atmosfera, której nie czułam bardzo dawno. Nikt się ze sobą nie kłócił, wszyscy rozmawiali o wspólnych tematach, śmieli się.. Jak w prawdziwej rodzinie. Dzisiejszego dnia mogę zapomnieć o wszystkim co było złe i cieszyć się tym co mam w danej chwili. Czyli cudownego chłopaka, wspaniałą siostrę, przyjaciół i rodziców, którzy próbują odbudować to co się między nami popsuło. Prawdziwa magia świąt.
– A więc Lou, jak tam twoje nagie zdjęcia krążące po internecie po moich urodzinach? – odgryzłam mu się, a reszta prychnęła śmiechem.
– Boję się pytać – pokiwał głową z niedowierzaniem tata.
– Będziesz coś chciała – mruknął urażony Tommo, a ja pokazałam mu język. Tak. Najstarszy członek One Direction zdecydowanie przesadził z alkoholem trzy tygodnie temu. A mianowicie, razem z Zayn'em rywalizowali między sobą o miano najbardziej męskiego chłopaka. Zaczęło się niewinnie od konkursu picia wódki, stania na rękach, dalekiego plucia, ilości zrobionych pompek, aż w końcu Louis rozebrał się do naga, wybiegł na podwórko i tańczył wokół domu krzycząc coś w stylu "jestem wolnym mężczyzną". Na następny dzień jego zdjęcia znajdywały się na nagłówkach gazet i portali plotkarskich. Biedny Lou dostał taki ochrzan od Paul'a, że przez dwa dni zachowywał się jak zupełnie inny człowiek. Zaśmiałam pod nosem się na samo wspomnienie tamtego dnia, kiedy Tommo ze spuszczoną głową wyszedł z kuchni po rozmowie z managerem.
– Co myślisz o tym, by jako prezent dać dla wszystkich nasze pierniczki? – wyrwał mnie z przemyśleń szept Suzie, nachylającej się nad moim uchem. Popatrzyłam na nią kiwając potwierdzająco głową. – My za chwilkę przyjdziemy – zakomunikowała tym razem głośniej, po czym obie wstałyśmy od stołu i skierowałyśmy do kuchni. Przeniosłyśmy z dużej blachy odpowiednie przysmaki na ozdobny talerz.
– Nie mogę się doczekać ich min – powiedziałam, co spowodowało u nas prychnięcie nieopanowanym śmiechem. Kiedy się uspokoiłyśmy wzięłyśmy nasze podarunki i wróciłyśmy do salonu. Teraz wszystkie spojrzenia były skupione na naszej dwójce. – Mamy dla was słodkie prezenty – oznajmiłam, z trudem powstrzymując śmiech. Zaczęłyśmy rozdawać kolejno przyozdobione pierniki odpowiednim osobom. Tak jak się spodziewałam ich wyraz twarzy był nie do opisania. Chichocząc cicho pod nosem zajęłyśmy z powrotem swoje miejsca.
– Ja wcale nie mam takiego nosa – mruknął Zayn unosząc swój prezent do góry.
– W tym wydaniu tak – odparłam.
– Tak jak każda piernikowa wersja was – wtrąciła moja siostra.
– Ja tam nie narzekam. Przynajmniej wiem, że jestem słodki – wzruszył ramionami Louis, co spowodowało u wszystkich głośny śmiech. Kto by pomyślał, że dzisiejsze wygłupy kulinarne przyniosą jakiś pożytek. Przydałoby się to uwiecznić.
– Idę po aparat – rzuciłam, ponownie wstając z krzesła i wchodząc na górę po schodach. Kiedy znajdywałam się w swoim pokoju przez chwilę zastanowiłam się, gdzie może leżeć moja cyfrówka wzrokiem wodząc po ścianach, podłodze i półkach w pomieszczeniu.
– Lucy? Wszystko w porządku? – usłyszałam znajomy, zachrypnięty głos dochodzący gdzieś z wejścia do pokoju. Nie odpowiedziałam. Mimo, że dokładnie wiedziałam kto stoi teraz w progu. Kroki. To kolejne dźwięki dobiegające do moich uszu. Poczułam jak ktoś siada obok mnie na podłodze, obejmując mnie jedną ręką. Położyłam głowę na jego ramieniu. Byłam prawie pewna, że teraz i on analizuje zdjęcie znajdujące się w mojej dłoni. – Wiem, że ci go brakuje, ale póki będziesz nosić go w swoim sercu zawsze będzie przy tobie. Tak samo jak ja – powiedział szeptem, na końcu składając pocałunek na moim czole. Zacisnęłam powieki wtulając twarz w jego granatową koszulę. Harry za to do swojego uścisku dołączył drugą rękę przygarniając mnie mocniej do siebie. Zatracałam się w delikatnej woni jego perfumy, trwając kilka minut w ciszy. Jednak Styles długo nie wytrzymał, bo odsunął mnie od siebie, tak by mógł mi spojrzeć mi w oczy. Kiedy mu się to udało, uśmiechnął się ciepło w moim kierunku, po czym lekko się uniósł wyciągając z tylnej kieszeni swoich czarnych, zwężanych spodni kopertę.
– Jacy wy jesteście przewidywalni – westchnął głośno. – Przyszedłem tylko, by powiedzieć, że wszyscy czekamy na pamiątkowe zdjęcie – dodał, po czym odwrócił się na pięcie opuszczając mój pokój. Wymieniliśmy z Harry'm spojrzenia, po czym oboje prychnęliśmy śmiechem.
– Chodź, bo zaraz przyjdzie po nas ojciec, a to już nie będzie takie zabawne – powiedziałam, kiedy się opanowaliśmy. Mój chłopak skinął głową, po czym oboje wstaliśmy z podłogi, wzięliśmy aparat, a następnie splątując palce u naszych dłoni skierowaliśmy się na dół.
Cześć :)
Muszę wam ogłosić, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca. Zostały jeszcze dwie części tego opowiadania + Epilog. Kolejne dwa rozdziały będą przedstawiały ten sam dzień, tylko oba będą z innych perspektyw. Czyli najpierw czeka was sylwester z punktu widzenia Lucy, a następnie z punktu widzenia Suzie.
Znowu ubywa komentarzy.. Jeśli wam coś się nie spodobało to też dawajcie znać. Każda opinia się liczy.
Jeśli macie jakieś pytania do bohaterów lub do mnie, zadawajcie je śmiało.
Nowy blog, który ruszy zaraz po tym:
Świetne *_*
OdpowiedzUsuńKocham Ciebie i tego bloga. Szkoda, że już będziesz kończyć z tym opowiadaniem :(
Będę płakać.
Przyzwyczaiłam się już do twojego opowiadania.
A co do rozdziału to jest cudowny :)
Kiedy nn omomom <3
SUUUUUUUUPER . fajnie ze chłopcy spędzili święta z dziewczynami :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze ta Francja . to takie miłe z Harrego strony :)
~ Andzia xoxo
rozdział jest fenomenalny! <3
OdpowiedzUsuńnie mam bladego pojęcia co tu napisać.
w ogóle nie spodziewałam się przyjścia chłopaków, no i sylwestra w Paryżu.
a ta końcówka... aww, jak słodko!
z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny :>
szkoda, że już za niedługo koniec tego opowiadania, jednak mam nadzieję, że będziesz pisać nowe.
pozdrawiam! :*
CUDEŃKO! Szkoda że zbliżamy się do końca;( Rozdział wesoły i poprawił mi humor... Nie mogę doczekać się nn!
OdpowiedzUsuńKiedy NeXT?
OdpowiedzUsuńW następnym tygodniu, nie jestem pewna dokładnie kiedy.-eM.
Usuńno to sie nie moge doczekac! chce nastepny juz, teraz zaraz! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny xd nie mogę się doczekać następnego ;] mmmm jadą do miasta miłości <3 szkoda że niedługo koniec ;/ pozdrawiam i zapraszam do siebie my-world-with-1d.blogspot.com
OdpowiedzUsuńwspaniały <3
OdpowiedzUsuńczekam nn ;*
świetny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział , jak zawsze zresztą :D szkoda , ze to już koniec mam nadzieję , że jeszcze się coś wydarzy przez te dwa rozdziały :D czekam na następny :D Pozdrawiam xoxo
OdpowiedzUsuńsuper rozdział,masz talent i jak słodko,że wszyscy razem spędzili święta *.* o i sylwester w Paryżu, chyba wydarzy się coś ciekawego. Szkoda,że już kończysz tego bloga ;c ale mam nadzieje,że następny też będzie tak cudowny!
OdpowiedzUsuńczekam na następny.
ZAPRASZAM DO MNIE: http://1d-zakazanamilosc.blogspot.com/
Boski rozdział ! A Louis rozwala wszystkich ;)
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda, że już kończysz to opowiadanie,
ale mam nadzieję, że następne będzie równie fajne jak to.
Czekam na kolejny rozdział i weny życzę. :)
Jestem niesamowicie zadowolona i wzruszona ich miłością do siebie .Rozdział jest na prawdę świetny a przede wszystkim zadowalający ,jak każdy .Na prawdę nie wiem dlaczego tak jest ,że każdy działa na mnie tak samo .Czuję jakbym zakochiwała się w tych chłopakach na nowo i mam tak za każdym razem gdy czytam kolejny dodany przez ciebie rozdział .To dziwne uczucie ,tym bardziej ,że wiem ,że zbliża się koniec ,który tak strasznie będzie mnie bolał ...Nie mogę uwierzyć ile to już czasu ,drugie opowiadanie i robiące taką furorę .Mam nadzieję ,że sprawdzam się w roli czytelniczki bo na prawdę się staram by móc cię odpowiednie dowartościować .
OdpowiedzUsuńKocham Cię Em ,jesteś najlepsza .
Z pewnością udaje ci się mnie dowartościowywać, od kąd tylko trafiłyśmy na swoje blogi. Dziękuję że jesteś, Pat <3
UsuńO nie tylko nie koniec, będę płakać... :D Co do rozdziału, oczywiście boski:) piernikowi chłopcy haha:) I Lou latający goły hahahaaa :D Dobre, czekam na następny z wielką niecierpliwością. Pozdrawiam Asiek :*
OdpowiedzUsuńŚwietny! Cudowny! Szkoda, że powoli zbliża się koniec :(
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Jestem bardzo ciekawa Sylwestra w Paryżu (mieście miłooooości <3<3<3<3)
OdpowiedzUsuńNa samym początku bardzo ale to bardzo chciałabym Cię przeprosić, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale przeczytałam go topiero teraz bo ostatnio mam urwanie głowy. Rozdział był świetny. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Lucy wybrała Harrego, bo między nimi jest takie magiczne uczucie. Ten rozdział też jest super. Sylwester we Francji? Też bym tak chciała! Może Hazza wyzna jej miłość na wierzy Eiffla? Tak oficjalnie? Pozdrawiam i życzę dużo dużo weny :)
OdpowiedzUsuńszkoda,że już konczysz ten blog :(
OdpowiedzUsuńtak czy tak rozdział świetny :)
jak słodko :D
OdpowiedzUsuńSzkoda że to już końcówka: Czekam na następny! Zapraszam na mojego bloga http://notidealbutmylife.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŚwietny ^.^
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga:
http://my-dreams-become-a-reality.blogspot.com/
Czy randka Caroline pójdzie po jej myśli ?
Tego wszystkiego dowiecie się w kolejnym rozdziale...
*.*
OdpowiedzUsuńOmomm, co za sielanka! *__*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać rozdziału o Francji. ♥♥
przeczytałam wszystkie rozdziały i dopiero teraz komentuje , więc z góry za to przepraszam ;D
OdpowiedzUsuńDziewczyno jesteś świetna ;o opowiadanie jest boskie . Ciekawa jestem zakończenia i z niecierpliwością czekam aż zaczniesz pisać drugiego bloga ;3
Nominowałam cię do Liebster Award pytania znajdziesz na:
OdpowiedzUsuńhttp://my-dreams-become-a-reality.blogspot.com/
Nominowałam cię do Versatile Blogger, więcej informacji w specjalnej zakładce na moim blogu: http://true-hapiness.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny?????? Oby jak najszybciej bo zwariuje :)
OdpowiedzUsuńNie wiem dokładnie. Brak mi weny i motywacji do pisania ostatnio..
UsuńOby jak najszybciej. Co mam zrobić? Motywacja... Ok. Ale co cię motywuje... yyyy może... nie... a może... nie. Cholera. Nie mam pomysłów. Ty piszesz takie zajebiste opowiadania a ja nawet nie potrafie napisać fajnego komentarza. Lepiej ode mnie piszą kosmici w krainie lizakó tańcząc makarene... Doba poddaje się. Moge mić nadzieje że coś cię natchnie i bedzie w czwartek... Dobra. Wygłupiłam się dostatecznie. Pa :)
Usuńskoro nie masz motywacji... pisz szybko bo już jade ci wpierdolić.! XD
OdpowiedzUsuńPomogę :)
Usuńjejuuuuuuuuuuuuuuuuuu jak piekniee *____________*
OdpowiedzUsuńsylwester w paryżu ;3
awwwwwwwwwwwww bedzie sie działo ;3
kocham cie *.*
OdpowiedzUsuńszkoda ze to juz koniec ;/
Aby to skomentować wystarczy mi jedno słowo - idealne. Dziękuję, dobranoc :)
OdpowiedzUsuńKiedy nowy do cholery? Czekam i czekam ;(
OdpowiedzUsuńCudoo
OdpowiedzUsuńŁooo, genialne! ♥
OdpowiedzUsuńNIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO! ♥
Weny, kochana! ♥
Genialne.
OdpowiedzUsuńKOLEJNY!!!!
Jej jaki pozytywny rozdział :3 bardzo fajny, lubię Lucy w takim wydaniu, w jakim ukazałaś ą w tym rozdziale. nie spodziewałam się, że święta spędzą w tak rodzinnej atmosferze, a już na pewno, że chłopcy będą w niej uczestniczyć. pomysł harrego na spędzenie nowego roku jest ... zaskakująco inny. znaczy nie, że to coś złego, raczej bardziej... ambitnego? tak, harry ma ambitne plany. nie pozostaje mi nic jak tylko czekać na następne dwa rozdziały, których jestem bardzo, ale to bardzo, bardzo ciekawa, dlatego życzę Ci dużo weny na napisanie ich :3 masz talent, naprawdę, gratuluję kolejnego wspaniałego rozdziału i nie mogę się doczekać, kiedy otworzysz następnego bloga, po zakończeniu tego :3
OdpowiedzUsuńmam jedno pytanie do Ciebie: z jakiej perspektywy będzie następny? C:
zapraszam również, na nowy rozdział, który przed chwilą się u mnie pojawił, mam nadzieję, że będzie się go przyjemnie czytało, pozdrawiam ciepło i jeszcze raz dużo weny i miłego weekendu - sam C: